"Lusia odeszła..." 09.12.2011r.
Po trudach walki z nagłą chorobą (nieznana trucizna/toksyna), 8 grudnia 2011 r. nasza ukochana Lusia odeszła od nas. W walce tej okazała się wyjątkowo dzielna, bo miała w sobie wielką wolę życia. Była przepięknym DAREM jaki otrzymaliśmy w postaci całej jej kudłatej obecności. Poruszała serca i uczucia nie tylko tych, którzy mieli szczęście ją poznać, ale i takich, którzy nigdy się z nią nie spotkali. Swoją obecnością potrafiła zmieniać ludzi i ich otoczenie na lepsze.
Pozostawiła po sobie wiele cudownych wspomnień i pokazała nam jaki powinien być wzorzec rasy labrador retriever. Była dla nas i dla wielu nie tylko wyjątkowa, ale wręcz idealna.
Wychowując w naszej hodowli inne psy, Lusia będzie zawsze wzorem, który będziemy próbowali osiągnąć.
Jak dotąd jedynym odczuwalnym znakiem obecności Lusi wśród nas jest ogromny ból tęsknoty za naszym czarnym szczęściem... Odeszła tak jak żyła, cicho i spokojnie w objęciach swoich właścicieli, decydując o tym sama...
NA ZAWSZE POZOSTANIESZ W NASZYCH SERCACH
I NASZEJ PAMIĘCI
"Szczenięta w naszym domu" 28.11.2011r.
W nocy z 25 na 26 listopada 2011 roku, w naszej hodowli przyszły na świat szczenięta labrador retriever. Jest to drugi miot naszej Lusi. Maluchy prawidłowo przybierają na wadze, są bardzo silne, ruchliwe i żarłoczne :)
przejdź do działu "Miot 2" >>>
"W oczekiwaniu na maluchy" 06.11.2011r.
Nasza Lusia wchodzi w kolejne etapy ciąży. Poprzez odpowiednie żywienie i dawki ruchu na świeżym powietrzu, przygotowujemy nie tylko ją do tego wydarzenia, ale i jej otoczenie – kojec, legowisko, pomieszczenie, gdzie szczenięta spędzą pierwsze swoje tygodnie, a także liczne konsultacje weterynaryjne. Oczekiwany miot jest tym bardziej wyjątkowy, gdyż tym razem zostawiamy dla siebie jedną suczkę. Nasza hodowla więc powiększy się wkrótce o kolejnego laba, który mamy nadzieję, będzie tak samo "zdolny" jak jego rodzice.
"Znalezisko III" 26.10.2011r.
Już na początku naszego popołudniowego spaceru przyłączył się do nas mały kundelek. Dostrzegliśmy go biegającego od osoby do osoby w okolicach przystanku. Mały, przemoczony i trochę wychudzony psiak zainteresował się naszą dwójką, zwłaszcza Lusią. Początkowo nie pozwoliłem mu zbliżać się do nas, trzymał się więc w bezpiecznej odległości, ale uparcie dreptał naszym śladem. Zauważyłem, że ma założoną kolorową obróżkę i zrobiło mi się trochę żal jego losu – chudy, zdezorientowany, mokry i przestraszony, prawdopodobnie porzucony lub zagubiony przez właściciela. Odruchowo pomyślałem o przygarnięciu sierściucha, ale niedługa perspektywa pojawienia się w naszym domu szczeniąt Lusi ostudził moje zamiary. Postanowiłem przyjąć go na czas spaceru w poczet naszego stada i skierowaliśmy się na znane nam szlaki. Plan już był, teraz trzeba było go zrealizować. Szybko zrozumiał, że może się do nas przyłączyć. Biegał więc między mną a Lusią, nadal jednak trochę nieufny. Po kilkunastu minutach dał się już pogłaskać, a później nawet zapiąć na smycz. Pozostało jeszcze zadzwonić po straż miejską (takie procedury), która podjechała pod Schronisko dla Zwierząt, gdzie cierpliwie czekaliśmy na ich przybycie. Krótki wywiad, formalności i mały przybysz został przyjęty do placówki. Na koniec poprosiłem dyżurującego strażnika Schroniska, by psiakowi zapewnił miskę z wodą i trochę jedzenia, zanim na drugi dzień zajmą się nim pracownicy.
Chciałbym wierzyć, że piesek został jedynie zgubiony przez właściciela i wkrótce znów trafi pod jego opiekę. Chciałbym wierzyć, bo psi los świadomie porzucanych zwierząt nie należy do najszczęśliwszych. Ludzie chcą, by pies uszczęśliwił jedynie ich życie – a jeśli nie spełni tych oczekiwań, wówczas unieszczęśliwiają psa, na różny sposób pozbywając się „nieużytka”. Smutne... Powtórzę więc tutaj nasze motto: Pies szczęśliwy, to pies na miarę tylko prawdziwego człowieka.
"Szkolenia" 16.09.2011r.
Szkolić czy nie szkolić? Co to jest szkolenie? Czy mój pies nadaje się do szkolenia? Jakiemu szkoleniu można poddać psa? Gdzie szukać szkoleniowców...? Na te i podobne pytania spróbujemy odpowiedzieć w naszym nowym artykule Szkolenia, do którego przeczytania serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych tą tematyką.
przejdź do artykułu "Szkolenia" >>>
Pożyczana Lusia 24.06.2011r
Wiele razy Lusia musiała pozostawać pod opieką osób trzecich, naszych przyjaciół. Wiele też razy była po prostu pożyczana na spacery, na spotkania z dziećmi, na krótkie wyjazdy. Oto niektóre relacje z takich „wynajmów”.Tomek
Nie masz psa, a chcesz cieszyć się przyjemnościami, jakimi pies obdarza człowieka? Nic trudnego wystarczy wynająć Luśkę. Jedyne kilkadziesiąt złotych za godzinę :) Dodatkowe atrakcje typu siad, podaj łapę, leżeć, czy też waruj dodatkowo płatne w formie nagrody rzeczowej dla Luśki (przyjmie wszystko, co jest do zjedzenia) ;)
Oczywiście żartuję; Lusia nie jest na wynajem, jest bezcenna, ale dla zaufanych osób istnieje możliwość krótkotrwałej adopcji. W życiu czasem trafiają się sytuacje, wyjazdy dłuższe i krótsze takie, że nie można zabrać pieska ze sobą. Co zrobić w takiej sytuacji? Można oddać psa do hotelu, gdzie nie wiadomo, jaka będzie opieka, poza tym piesek może nie będzie czuł się komfortowo. Oczywiście jest to jakieś rozwiązanie, ale wydaje się być ostatecznym. Lepiej jest „pożyczyć” psa przyjaciołom, którzy znają zachowanie pieska, wiedzą jak się opiekować, czego dany piesek wymaga.
Mi trafiła się kilka razy opieka nad Lusią (niestety tylko kilka). Pierwsza sytuacja była dość zabawna. Zaczęło się normalnie, standardowy spacerek, zabawy na świeżym powietrzu, itp. Po powrocie do domku Luśka szybko pobiegła do miseczki z wodą, a zaraz potem jak już miałem wychodzić zrobiła takie smutne oczka, patrzyła raz na mnie, a raz na miejsce, gdzie przechowywane są jej nagrody i pożywienie. Zwątpiłem, bo wiem, że Lusia dostaje jedzenie dwa razy dziennie, ale cóż, zadzwoniłem do właścicieli… okazało się, że sprytna suka chciała mnie naciągnąć na jedzonko. Ostatecznie dostała kosteczkę do pogryzienia i tak się pożegnaliśmy.
Inna sytuacja była we Wrocławiu. Po pracy odebrałem Luśkę z umówionego miejsca. Miałem z nią spędzić cały dzień. Odwiedziłem znajomych we Wrocku. Lusia zaraz po wejściu do ich domu i standardowym głaskaniu pobiegła do kuchni :) (nie wiedzieć czemu ;) zawsze najbardziej uwielbia panią domu. Lusia nawet jak leży w pokoju to wzrok ma skierowany na kuchnię ;)) Po czasie gospodarze zapytali, czy Lusia, aby na pewno nie jest głodna? Ja nauczony doświadczeniem upewniłem ich, że na pewno tak, bo ona zawsze jest głodna, nawet po jedzeniu. Luśka dostała kotlecika, kotlecik zniknął w mgnieniu oka, a Lusesita czekała na jeszcze. Gospodarz zapytał się, czy nie mógłby jej poczęstować całą miską kotletów. Odpowiedziałem, że jak poczęstuje to sam będzie się tłumaczył właścicielowi i zajmował potem zdrowiem Lusi.
Wiele by opowiadać o przygodach z suką (nawet moja dziewczyna jest o nią zazdrosna ;)). Gdzie nie pokaże się z Lusia, zawsze budzi podziw jej zachowanie, wychowanie, zadbany wygląd. Po obejrzeniu Luśki każdy chce mieć psa takiego jak ona. Niestety nie jest to łatwe, wiem że aby piesek był taki jak ona potrzeba poświęcać dużo czasu, na wychowanie, zabawy, pielęgnację...
Ada
Lusia to stały bywalec w moim domu, tak jak i jej właściciele ;) Często podczas nieobecności Jacka i Sylwii przychodzi do mnie na „służbę”. Nie lubi, a raczej jej właściciele nie chcą, by sama zbyt długo siedziała w domu, więc muszę jej organizować czas :)
Ostatnio zabrałam ją do mojej pracy, a pracuję w szkole. Pani dyrektor powiedziałam, że nie miałam z kim „dziecka” zostawić w domu :) Tego dnia w mojej szkole zorganizowano Akademię Twórczości. Dzieci mogły rozwijać swoje artystyczne talenty. Ja rozwijałam swój talent kulinarny przygotowując sok z marchewki. Kiedy dzieci wpadły do sali i zobaczyły Lusię zaczęło się to, co laby lubią najbardziej (oprócz kąpieli w wodzie i jedzenia), czyli głaskanie. Dzieci były zachwycone nie mówiąc o kLusce. Cała szkoła miała więc darmową dogoterapię :)
Znalezisko II „Gołąb” 11.05.2011r.
Kiedy już Luśka wskoczyła do wody, zauważyłem przyglądającego się nam z zaciekawieniem gołębia. Nie uciekał, nie zrywał się do lotu tylko stał i nas obserwował. Dało się zobaczyć na jego łapkach obrączki. Z łatwością dał się złapać i już po chwili był na moich rękach. Lusia nieśmiało obwąchała lotnego przybysza lecz bardziej interesował ją kolejny skok do wody niż jakiś zwierz bez sierści.
Gołąb nie był ranny czy skaleczony. Pierwszy raz spotkałem się taką sytuacją więc zadzwoniłem do kuzyna, który profesjonalnie zajmuje się hodowlą gołębi, jeździ z nimi na wystawy i zawody, zdobywa trofea, taki po prostu ptasi pasjonat. Instrukcja była prosta: „gołąb najprawdopodobniej jest po lotach wycieńczony i nie ma już sił na dalszą podróż” jeśli go zostawię, to w tym stanie rozprawi się z nim inne leśne lub domowe zwierzę. Zabrałem więc „znalezisko” do domu, a kiedy po kilku dniach nabrał już sił, oddałem w profesjonalne ręce kuzyna/hodowcy, który zabrał go do siebie i skontaktował z właścicielem gołębia, by ustalić jak i kiedy „pocztowiec” będzie mógł wrócić do swojego gołębnika.
Przez te parę dni gołąb był atrakcją naszego domu i gdyby został dłużej najprawdopodobniej uwiłby sobie gniazdo w legowisku Lusi :)
"Pies pod paragrafem" 26.04.2011r.
Pies to nie tylko przyjemność, ale przede wszystkim odpowiedzialność. Uruchamiamy dla Was nową zakładkę „Prawo i pies”, w której znajdziecie podstawowe akty prawne dotyczące zwierząt, ich praw, ochrony, transportu. Na miarę możliwości będziemy ją stale uaktualniać o nowe treści.
Wiele przepisów wynikających z posiadania psa reguluje Kodeks Postępowania Cywilnego oraz Kodeks Wykroczeń. Nie podajemy ich tutaj, gdyż każda okoliczność wymaga indywidualnej interpretacji opartej na literze prawa. Znajdziecie jednak taką możliwość, ale w innej formie, wczytując się w liczne historie różnych właścicieli.
Zapraszamy również do galerii zdjęć, gdzie na bieżąco pojawiają się nasze nowe fotki.
"Spacery" 15.04.2011r.
Bardzo często na spacerach nie trudno jest zaobserwować różnorakie zachowania właścicieli psów wobec swoich jak i cudzych czworonogów. Wśród całej gamy tych zachowań, jedno z nich w sposób szczególny zasługuje na uwagę, a mianowicie reakcja na pojawiającego się w pobliżu obcego psa. Sytuacja taka najczęściej wywołuje u ludzi niepokój, strach lub wręcz panikę. Objawia się to takimi zachowaniami jak: nerwowe zapinanie psa na smycz, nerwowe przywoływanie, łapanie za obrożę, uspokajanie psa, branie na ręce, krzyk lub niespokojne ostrzeganie drugiego właściciela, by ten trzymał się z daleka ze swoim czworonogiem.
Choć wielu właścicieli czyni to nieświadomie i czasem wręcz odruchowo, jest to zachowanie, które ostatecznie szkodzi wychowawczo naszemu psiakowi. Bez względu na to jakiej jest wielkości, wagi, czy rasy informujemy go w ten sposób, że źródło naszego niepokoju (inny pies, inny człowiek) jest niebezpieczne i należy za wszelką cenę unikać z nim kontaktu. W konsekwencji za każdym razem w podobnych sytuacjach wzmacniamy w psie to przekonanie, co z kolei prowadzić może u niego do różnych reakcji; od lękliwych do agresywnych. Zastanawiamy się później dlaczego nasz pies np. nie lubi dzieci, atakuje inne zwierzęta, jest nieufny, boi się ludzi, unika kontaktu z drugim psem, ucieka, nie przychodzi na zawołanie czy lęka się sytuacji/rzeczy, których bać się nie powinien.
Psy są bardzo wrażliwe, zwłaszcza na wszelkie niewerbalne sygnały, gdyż same przecież nie potrafią mówić. Potrafią za to doskonale porozumiewać się poprzez zapach, słuch, mowę ciała. Tak przede wszystkim "czyta" nas nasz pies, również wtedy, gdy zachowujemy się w sposób wyżej opisany. Będąc tego świadomym, ćwiczmy i kontrolujmy nasze zachowania, wysyłając psom głównie sygnały pozytywne.
"Wiosna" 22.03.2011r.
Chociaż przez zimę nie przestaliśmy ćwiczyć i bawić się z Luśką na świeżym powietrzu, nowa, wiosenna aura pogodowa znacząco wpłynęła na kondycję naszej KLuski. Nie przybrała co prawda na wadze, nadal ma te swoje niecałe 32 kg, ale wystarczy czasem, że zrobimy jedno, dwa ćwiczenia, a Lusia już jęzor przydeptuje łapami :) Zaczynamy więc jakby od nowa – na każdym, codziennym spacerze najpierw mała rozgrzewka, potem dwa/trzy ćwiczonka, dalej spacerek i znów na koniec króciutki trening połączony z zabawą.
Pierwsze dni wiosny niosą ze sobą pierwsze zmiany temperatury, czasem silnie wiejące wiatry, nagłe skoki ciśnienia atmosferycznego, burze, a nawet opady śniegu. Nie pozostaje to bez wpływu na nasze organizmy jak i naszych kudłatych towarzyszy. Senność, apatia, brak chęci do zabawy, szybko przychodzące zmęczenie, rozkojarzenie... to tylko niektóre z objawów jakie możemy zaobserwować nie tylko u siebie. Przygotowujmy więc nasze psy po zimie stopniowo do ruchu i aktywnego wypoczynku. Bądźmy dla nich wyrozumiali, uwzględniajmy temperatury panujące na zewnątrz, nie forsujmy ich naszymi maratonami (bo trzeba trochę zrzucić po zimie), czy długimi wycieczkami rowerowymi. Zadbajmy z rozsądkiem o poprawę kondycji naszych czworonogów, zweryfikujmy dawki żywieniowe adekwatnie do ich fizycznych potrzeb i aktywności. Nie zapomnijmy też o tym, że najwyższy czas by zabezpieczyć psa przed insektami (kleszcze), które również budzą się do życia. Nie czekajmy, aż zaczną biesiadować na naszym kudłaczu. Nie warto ryzykować zarażenia psa w ten sposób – profilaktyka zawsze jest bardziej opłacalna niż leczenie.
"Przerębel" 06.03.2011r.
Nasza Luśka uwielbia wspólne wyjazdy na nurkowania, zwłaszcza gdy jest on dodatkowo połączony z grillem... :) Tym razem jednak, ze względu na niską temperaturę nie było grilla, a sama suczka miała zakaz wstępu do wody. Obserwowała więc nas czujnie, cierpliwie wypatrując najdrobniejszych gestów zezwalających jej na skok do sporego dość przerębla, pozostawionego przez okolicznych morsów. Dobrze wiem, że gdybym choć skinął na nią, już za moment byłaby przy mnie pływając pomiędzy kawałkami lodu.
Pomimo tego, iż labradory kochają wodę potrafią łatwo się przeziębić. Sprzyja temu niska temperatura wody, mokra sierść wystawiona na wiatry, taplanie się w kałużach, gdy jest chłodno. Jeżeli nie potrafimy zapanować nad niekontrolowanymi kąpielami naszego laba, unikajmy sytuacji i miejsc gdzie może tego dokonać lub trzymajmy go na smyczy. Chociaż mają gruby podszerstek, uwielbiają spędzać godziny w wodzie i z natury predysponowane są do takiej pracy, to łatwo możemy je przeforsować, przemęczyć i osłabić przez co staną się bardziej narażone na infekcje, urazy i choroby.
"Znalezisko" 17.02.2011r.
Dzisiaj, będąc na spacerze, na skraju lasu, tuż przy działkach ogrodowych natknęliśmy się na małą, czarną suczkę. Widać, że była dobrze odkarmiona (miała nadwagę), posiadała skórzaną obróżkę i smycz/łańcuszek. Nie była agresywna, jedynie trochę warczała na Lusię. Oprócz niej w pobliżu nie było nikogo. Po prawie półtora godzinnym spacerze wracając tą samą drogą suczka nadal przebywała w tym samym miejscu. W okolicy nikt się nie pojawiał, zaczął padać śnieg, robiło się ciemno i coraz chłodniej. Żal było psiaka więc postanowiliśmy odprowadzić go do naszego, legnickiego Schroniska. Całą drogę, po kilku zaledwie korektach, szła grzecznie przy nodze. Na miejscu nie mogłem osobiście przekazać jej pracownikowi – takie prawo. Musiałem zadzwonić do Straży Miejskiej, która przyjechała na miejsce, dopełniła formalności i suczka została przyjęta. Dzwoniłem później jeszcze do Schroniska czy ktoś jej nie szukał, czy nie dzwonił, ale niestety...
Mam nadzieję, że jeśli piesek posiadał kochającego właściciela, to on już go szuka, być może jakaś starsza osoba - wnioskuję po zachowaniu i otyłości suczki :)))
Znajdując samotnego i zagubionego psa warto zadbać o jego bezpieczeństwo. Jeśli nie potrafimy zlokalizować lub ustalić właściciela, a nie możemy lub obawiamy się zabrać go do domu, najlepiej powierzyć go pod opiekę Schroniska dla Zwierząt. Lepiej, by miał dach nad głową i pełną miskę, niż błąkał się po okolicy narażając na głód i pragnienie, wypadek lub krzywdę wyrządzoną przez innych. Warto też pamiętać, by pierwsze kroki po zagubieniu lub ucieczce naszego psa skierować do najbliższego Schroniska. Nawet jeśli nie znajdziemy tam pupila, możemy zostawić np. swój numer telefonu, na wypadek, gdyby został odnaleziony i tam umieszczony.